poniedziałek, 29 lutego 2016

Poproszę miskę pary

Cześć!
Ile razy nie wejdę na Zszywkę, tyle razy to samo: "laseczki, jakie ćwiczenia na brzuch?", "czy robiąc brzuszki schudnę i wyrzeźbię brzuch?", "oooo, co ćwiczysz?", "oooo, ile ci to zajęło?", "znacie skuteczne ćwiczenia na boczki?", "ile serduszek, tyle dni bez słodyczy!!!! xoxo". No naprawdę, już rzygać mi się chce. Milion razy te same pytania i prośby. Pierdyliard różnych zestawów ćwiczeń na brzuch, wystarczy poszukać w google, ale niektórym ciężko. Bo może ktoś poleci coś, po czym były efekty. Bo po co ćwiczyć coś, po czym może nie będzie efektów? A może będą, a może nie, lepiej wiedzieć przed, bo wszystko działa tak samo na wszystkich. Podawać wszystko na tacy. "Pomóżcie, bo chcę schudnąć -7 kg do wakacji, ale tak naprawdę to chyba nie bardzo mi zależy, dajcie motywację". "Dajcie mi serduszek dużo, to tyle dni nie będę żreć słodyczy". Naprawdę nie interesuje mnie to, że ktoś chce schudnąć, tylko mu ciężko z motywacją. Albo że chciałby zrezygnować ze słodyczy, ale tak właściwie to nieszczególnie mu zależy. W tej kwestii jestem egoistką. Wszystko jest w głowie, teraz już to wiem. Od dwóch miesięcy (a może już od 3) nie jem kolorowych, "owocowych" jogurtów. Zrezygnowałam z białego chleba (też już chyba z 2 miesiące go nie jem). Unikam sklepowych słodyczy jak mogę. Zaprogramowałam się na ćwiczenia i kiedy muszę zrobić rest, jest mi smutno, że fizycznie wysiadam. Nie mam pojęcia, na co liczą ludzie z Zszywki. Może po prostu nigdy nie byli rasowymi grubasami, których wyzywa się na ulicy od kurew, kulfonów i grubasów. Może jakby to tak wlazło komuś w łeb, to ten ktoś miałby więcej motywacji? Przepis na sukces jest niezwykle prosty - ćwiczenia i zmiana nawyków żywieniowych, bo żadna dieta 1300 kcal nie pomoże, jeśli potem wróci się do tego, co było przedtem. Będzie jo-jo, a to średnia sprawa. No, i przyda się jeszcze motywacja i samozaparcie.
W dalszym ciągu przeżywam te urodziny. Słabo mi i niedobrze na samą myśl o tej imprezie. Może przez te przeżywanie się pochoruję na sobotę? Jeśli się nie uda, obwieszczę światu takiego newsa, że wszyscy zebrani spadną z krzeseł: "nie jem glutenu, jestem weganką, poproszę więc miskę pary". A jak będą wciskać alko, to powiem, że nie jest mi to potrzebne, ponieważ zaburzy to moją wewnętrzną harmonię. No, bo przecież ja medytuję i uprawiam jogę (nie, ja się absolutnie nie wyśmiewam, ale zamiast jogi wolę boks, bo bardziej uspokaja). Ale byłaby faza :D Już nie wspomnę, że nie mam co założyć (bo się w nic nie mieszczę, sialalala). W sumie rok temu odwaliłam się jak stróż w Boże Ciało, przy czym reszta gości wyglądała, jakby przyszli na zwykłą koleżeńską posiadówę. Straszne mieć takie problemy.
A dzisiaj zjadłam pyszne placki otrębowe z czekoladą i bananem na śniadanie, potem zrobiłam trening interwałowy x2, zeżarłam jajeczko ze szczypiorkiem, na obiad wsunęłam fasolę, na podwieczorek sałatę z pomidorem, a na kolację będzie jajecznica. Po obiedzie skusiłam się na jednego fit batonika, mniam mniam. Jutro po treningu będzie jabłko z krówką :* Fajnie, że dostałam wytyczne żywieniowe i wiem, jak i co jeść. Fajnie mieć przewodnika, który lezie obok na tej trudnej drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz