No i nie ćwiczyłam dzisiaj. Ale uważam, że lepiej jest zrobić sobie dzień przerwy, niż ćwiczyć tylko na 10%. Na tyle byłoby mnie stać dziś. Ostatnio brak mi energii, a do tego rano nie wstaję, a zmartwychwstaję. No jakaś masakra. Ale staram się nie obżerać i to mi wychodzi. Tyle dobrego :)
Chciałam dzisiaj porobić dekoracje wielkanocne, ale przystopowała mnie pogoda. Mam nadzieję, że nie będzie już śnieżyło. Zima okrutnie mnie męczy. Męczy mnie też to, że prawie-teściowie
zabierają porywają mi psa. Dzień w dzień o tej samej godzinie pies znika. Dobrze wiedzą, że siedzę sama i nie mam towarzystwa, to nie, zabierają mi psinkę. I jeszcze dokarmiają, a potem pies nie chce jeść u mnie. Zresztą, pewnie oni myślą, że źle go karmię (albo w ogóle nie karmię). Prawie-teść powiedział, że przecież pies chce jeść coś twardego, a u nas ma same miękkie. Ciekawe, jak to stwierdził. Mam drogą suchą psią karmę, której moja psina nie tyka nawet. To dostaje takie twarde przekąski, no i miękką karmę. Ale oni wiedzą lepiej. Tak jak prawie-teściowa twierdzi, że jak człowiek nie je mięsa=odchudza się. Nie wiem, co ma do tego mięso. Chce, to niech je, przecież jej nie bronię. Ona jest zwolenniczką teorii, że przynajmniej raz dziennie trzeba jeść mięso. Nieważne jakie. Żylaste, miękkie, twarde, łamiące zęby, smażone, pieczone, gotowane - ma być mięcho! Do tej pory czuję smak tego pamiętnego kotleta u znajomych. Pierwszy kęs i myślę, że zrzygam się. Nie wiem, jak udało mi się zrobić minę "ależ smaczne to" i nie zwymiotować na talerz. Nigdy wcześniej tak nie miałam. Kolejne kęsy były jak guma, której nie dało się pogryźć, o połknięciu nie wspominając. Dobrze, że człowiek ma przestrzeń między dziąsłami a policzkami. Przechowałam tam części tego kotleta i jakoś zjadłam obiad. Od razu pojawiła się myśl: ale co ja zrobię z tymi elementami kotleta? Uratował mnie papierek po fit ciastkach, które jadłam poprzedniego dnia. Poszłam do kuchni odnieść talerz, szybko załadowałam te elementy do papierka i wróciłam. Do końca spotkania nie mogłam się skupić, bo miałam przecież tego kotleta w spodniach. I jeszcze musiałam się uśmiechać i cieszyć. Nigdy więcej czegoś takiego. Ale założę się, że prawie-teściowa nie będzie zadowolona. Zresztą, nie dotarło do niej, że nie jem mięsa, bo wcisnęła mi sałatkę z szynką (nie zjadłam).
Mam ochotę ponarzekać, ale nie mogę. Mój facet zaraz zaczyna jakieś wyrzuty, to wolę się nie odzywać. Chciałabym sobie kupić jakiś ciuch, buty, kosmetyk. Ale nie mam prawa ponarzekać, że brakuje mi hajsu. Bez sensu to wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz