Dzisiaj był nawet dobry dzień. Pojechałam do miasta, spotkałam się z kolegą, trochę połaziłam. Czuję się jak wyjechany dywan i czuję, że dzisiaj padnę jak nieżywa.
No i pojechałam do tego miasta, a wcześniej załatwiłam sprawy w urzędzie. Urzędnicy to dość specyficzny typ ludzi. Wypindraczone urzędniczki, urzędnicy z teczuszkami. I obowiązkowym czajniczkiem doczepionym do dłoni. Kawka, herbatka, ploteczki, a wy petenci czekajcie na swoją kolej! Ale na urzędników jest pewien sposób. U mnie działa w 100%, załatwiam tak każdą sprawę. Otóż najważniejszy jest lukier i pokora. O co chodzi? Otóż rzecz najważniejsza - jeśli urzędnicy przyjmują interesantów od 8, to lepiej wejść do ich pokoju o 8:01 niż o 7:59. Trzeba zapukać, włożyć do pokoju oczy, powiedzieć: dzień dobry, można? Jak pozwolą, to wejść. I teraz rzecz najważniejsza: lukier! Lukier ma nam spływać z ust, ale nie wolno tym lukrem kąsać urzędnika. Żadnego lizania! Trzeba być miłym, uprzejmym do bólu. Urzędnik jest w tym momencie jedyną osobą, która może nam pomóc. Nieważne, o co chodzi, nie warto robić na wstępie awantury, bo wtedy po pierwsze nic nie załatwimy, po drugie zepsujemy sobie dzień, po trzecie zepsujemy dzień urzędnika. I wszyscy będą niezadowoleni, a nie o to chodzi. Czasem niestety trzeba ociekać lukrem, ale dzięki temu załatwiłam pierdyliard spraw w dziekanacie i urzędach. Potem oczywiście należy powiedzieć: dziękuję, do widzenia! Dobre wychowanie to podstawa. Swoją drogą poprzyglądałam się dzisiaj ludziom na mieście i kurde, wszyscy tak poczciwie wyglądają, więc ciekawe, kto pisze takie chamskie komentarze w internecie.
No, a wracając do Dominiki Gwit - dzisiaj na pudlu kolejny artykuł, tym razem wywiad. Jak można komuś powiedzieć po takim jo-jo, że to TOTALNA PORAŻKA?! Zero taktu, zero dobrego wychowania. Nie, nie mówię, że miałaby powiedzieć: ojej, ach, to smutne, posmućmy się, albo miałaby lukrować. Zresztą, to samo dzieje się przy świątecznych stołach w tysiącach domów:
-ojej, znowu przytyłaś!
-ojej, jak możesz to jeść!
-no i co, tak się odchudzałaś, a dalej jesteś gruba!
Dziewczyny z grupy mają problem, bo presja, bo rodzina. Ciągle do tego wracam, no bo jak taki temat można zostawić. Dominika i tak ma gorzej, bo ją obserwuje cała Polska. Ja się bardzo cieszyłam, że udało jej się zrzucić 50 kilogramów. Pięćdziesiąt kilo, toż to szacun! A teraz dopadł ją efekt jo-jo i co? Ludzie zamiast pierdzielić smęty powinni wyciągnąć z tego wnioski. Dominika sama powiedziała, że to dla niej lekcja, a teraz i tak się czuje dobrze ze sobą. Ja nie wiem, świat dąży do ideału, jakby to było najważniejsze. Ja muszę zrzucić wagę, bo siebie nienawidzę. Nienawidzę tego wieloryba, którego widzę codziennie w lustrze. I tak myślę, że może niedługo będę mieć odwagę wyjść na rower. Szukałam sobie nawet jakichś spodni w sklepach, ale nic nie znalazłam. Pokombinuję coś, napompuję koła, zobaczę, czy licznik działa. I dam dyla.
Było mi dzisiaj głupio na środku ulicy żreć mój lunch, więc skitrałam się na jakiejś klatce z moim pudełeczkiem. Zresztą, bałam się, że mi kiełki wylecą na ulicę, a kiełki trzeba oszczędzać, bo drogie. Na szybko zeżarłam jajko, kiełki i ogóreczka. Mniam, mniam.
Nałaziłam się i nie mogło obyć się bez zakupów. Musiałam nabyć szamponetkę na wyrównanie koloru i delikatny szampon. Włosy myję codziennie, bo trening, więc coś delikatnego się przyda:
W Naturze zaszalałam i kupiłam podkład za piątaka oraz konturówkę. Kocham konturówki wszelkiej maści. W najnowszym Glamourze (piszę w Glamourze, bo kiedyś pani w kiosku zapytała, czy nie chcę kupić nowego Hota, więc jak Hota to i Glamourze) była szminka Catrice.
Konturówka Smart Girls Get More 01 Nude Pink, Szminka Catrice Ultimate Shine Gel Colout 060 Don't pink and drive, podkład Smart Girls Get More 01 Ivory:
Szmineczka:
Konturówka i szminka na dłoni:
Kolorek szminki skradł moje serce. Będę jej używać :)
A to jeszcze prezent, który dostałam:
Przez wiele miejsc dzisiaj przebiegłam, bo czasem się nie da inaczej. Przez dworzec biegłam sprintem, żeby nie dopadł mnie żaden menel ani żadna pani wróżąca z kart. W ogóle w mieście trzeba mieć oczy dookoła głowy. No bo pasy, no bo gówna na chodniku, no bo złodzieje, no bo nagabywacze. Chociaż gówna to dobry znak - to takie przebiśniegi. Wiosna idzie! No, i naliczyłam 3 motocykle. Szłam se chodnikiem i mijał mnie pan na Yamaszce. Pewnie gdybym była szczupła, zatrzepotałabym rzęskami i posłałabym uśmiech. A tak zerkałam kątem oka na tę piękną maszynę. Grubas nie powinien patrzeć na takie rzeczy. Ale co moje uszy usłyszały to moje. Absolutny orgazm dla uszu.
Ach, no i najważniejsze - buty. O usznym orgazmie już było, czas teraz coś dla oczu. Zawiesiłam oczka na dwóch parach z Decathlonu.
Para numer 1: Domyos 360 Street. Niby do tańca, ale ja uwielbiam takie dłuższe cholewki. Nie mogę przestać na nie paczeć. A w sumie można byłoby w nich zumbę ćwiczyć.
Para numer 2: Domyos 360 Breathe. Ponoć megalekkie i idealne do ciężkich ćwiczeń. Podobają mi się wszystkie wersje kolorystyczne, więc nie jest dobrze. Chociaż lubię kolorowe rzeczy do ćwiczeń, to zwyciężają te czarne.
Chcę obie pary bardzo.
A, po powrocie do domu zrobiłam cardio. Idę zdychać, nie mam siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz