Oj, dawno nie pisałam. Wszystko przez wyjazd, ale za to wzięłam z domu kilka książek i płyt. Upolowałam też fajne jadło, mianowicie:
Znalazłam w Biedrze bardzo aromatyczną oliwę z bazylią, mus z gruszek (grucha 100%) i ulubionego sevendaysa. W ogóle to wczoraj chwyciłam w Biedrze dwie ostatnie cukinie i jedną rozwaliłam w koszyku na pół :D Kupiłam taką, żeby nie zbrakło. Uwielbiam leczo z cukinią, chociaż zawsze wychodzi mi za ostre, aż w gębę parzy.
Przywiozłam sobie zestaw płyt, które pozbierałam przez ostatnie lata. Swoją drogą lubiłam któryś trening z tej pierwszej z góry, ledwo siadałam po nim na kibel, więc na plus.
Wzięłam też książki. Lubię książki, bo tam można znaleźć "wiedzę lepszej jakości", w necie jest tyle chłamu, że głowa boli.
Pozycja "Jak się nie odchudzać" bardzo mi pomogła. Czytałam ją ze 4-5 lat temu i przeczytam dla przypomnienia raz jeszcze. Razem z książką "Wiem co jem" sporo zmieniła w moim życiu. Nie, nie było żadnego bum i z chaosu nie stał się nagle ład i porządek, ale zrozumiałam, o co w tym odchudzaniu i racjonalnym żywieniu chodzi. Zajarzyłam, że nie warto przechodzić na żadne diety kapuściane itp, tylko trzeba się zdrowo odżywiać JUŻ ZAWSZE. Swoją drogą umarłabym chyba na takiej diecie kapuścianej już po pierwszym dniu. Kapusta all day 24h open to nie dla mnie. Ja muszę mieć różnorodność.
A, no i narzeczony kupił mi misie Haribo. Nie tknęłam ich jeszcze :D
Od rana się zastanawiam, jak to możliwe, że przytyłam w łydce pół centymetra. Czyżbym źle się ostatnio zmierzyła?
Na wadze - 2 kg, w talii -3.5 cm, w biodrach -4.5, w udzie -4.5, w ramieniu - 3.5, a w biuście - 2. Chyba nie jest źle.
Dzisiaj czułam potrzebę sponiewierania się. Ja to uwielbiam trenować do upadłego, a efektywność ćwiczeń oceniam od stopnia mokrości koszulki. Dlatego dzisiaj zrobiłam
Dzisiaj nawet miałam dobry dzień, dopóki prawie-teściowa nie wwaliła mi się w życie i nie zabrała psa. No jakaś masakra, miała się nie wtrącać. Wkurwia mnie to. Nikt ją o nic nie prosi, to nie, musi 3 grosze swoje dać. Tak jak tydzień temu przyniosła nam ciasto, prawdziwą bombę kaloryczną.
Znajomi ciągle naciskają, by do nich wpaść. Oj nie, nie, nie. Dobrze, że niedługo wyjeżdżam i chociaż przez chwilę nie będę musiała nic wymyślać, żeby nigdzie nie leźć. Już mi się nawet nie chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz