środa, 16 marca 2016

Liczby są najważniejsze

Cześć i czołem, kiełki z rosołem!
Dzisiaj zrozumiałam, że to nie wygląd jest najważniejszy. Otóż liczą się liczby! Absolutnie nie jestem zawiedziona, bo się na nic nie napaliłam, jednak takie doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć, że liczby odgrywają bardzo ważną rolę.
A ile schudłaś?
Ile zajęło ci schudnięcie?
A ile ważysz?
Ile tej fasoli dodać?
Ile to kosztowało?
Ile dziecko zrobiło kupek?
A ile mililitrów mleka wypiło?
A ile godzin rodziłaś?
Ilu masz obserwatorów na blogu?
Ilu followersów na insta?
Ilu znajomych na fejsbuku?
Ile książek przeczytałaś?
Ile powtórzeń tych brzuszków?
Ile, ile, ile, ciągle ile. Rzygać mnie się chce. No jakaś masakra. Ja nigdy matmy nie lubiłam, więc liczby to nie dla mnie.
Wczoraj czytałam artykuł o Dominice Gwit i jakoś mi się tak przykro zrobiło. Tyle schudła, a tu nagle znowu przytyła. Jo-jo to jakiś koszmar, coś o tym wiem. Ja nie mam żadnej kartki na lodówce, nie liczę kalorii (chyba, że sięgam po coś słodkiego, no to wiadomo, hamulec trzeba wcisnąć) i nie popadam w paranoję. Kiedyś już tak miałam, że jadłam mało, potem miałam napady głodu i żarłam. Co z tego, że chodziłam na siłownię i liczyłam kroki. Co z tego, skoro wpadłam w obsesję? Kilogramów potem przybyło, a ja zaczęłam przypominać monstrum i się znienawidziłam. Walka z kilogramami jest trudna, trzeba się kontrolować, pilnować, mieć samozaparcie i wbić sobie do głowy, że trening trzeba zrobić. Sama się sobie dziwię, że od grudnia wstaję, jem, ćwiczę, piorę ciuchy, a potem jakoś tam ogarniam życie. Teraz ćwiczę dłużej, na razie wyszło na to, że co drugi dzień. Wczoraj zrobiłam trening obwodowy x3, a dziś cardio i Skalpel 2. Byłam tak wkurzona, że chciałam powalić w worek, ale go nie napompowałam, więc kicha. Zmęczyłam się treningiem, a po ćwiczeniach zjadłam ulubiony ostatnio miks: 4 plasterki mozzarelli z kroplami oliwy z bazylią, kiełki, jajko, kromkę chleba, pomidorka:
Potem jeszcze pomiotałam się po chałupie, coś tam porobiłam. A jutro wybieram się do miasta.
Dzisiaj zakupiłam trochę żarcia i dodatkowo włożyłam do koszyka odżywkę z BeBeauty, która od dawna mnie kusiła oraz batony owocowe. Batoniki wyglądają jak sprasowane gówno, ale są smaczne i mają w składzie 97% owoców.
Mam nadzieję, że jutro uda mi się kupić białą fasolę w puszce, bo chcę sobie zrobić na wyjazd ciasto fasolowe. No, i chcę się rozejrzeć za książką oraz barwnikami spożywczymi. Może w końcu zrobię domowe kosmetyki, które łażą za mną już dłuuugo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz